piątek, 25 sierpnia 2017

Tajemnica Wyspy Flatey - Viktor Arnar Ingólfsson



Wyspa Flatey owiana jest zapachem morza, krzykiem mew i szumem wód. Mimo że wokół niej znajdują się inne wyspy, to ta wydaje się chyba bardziej wyjątkowa od pozostałych. Z dala od miasta, gwarów rozmów. Mieszkańcy żyją swoim własnym tempem, a pośpiech nikomu nie zagraża. Wszystko wydaje się być idealne, jednak ciszę i spokój przerywa chwila, gdy na wybrzeżu znaleziono ludzkie zwłoki. Kjartan to nasz główny bohater, który musi poznać przyczynę tej dziwnej i nagłej śmierci. Najprawdopodobniej nie był to tylko zwykły wypadek idoskonale zdaje on sobie z tego sprawę. Jaką tajemnicę skrywają mieszkańcy wyspy?
Średniowieczna księga to zbiór sag i eposów o starożytnych Wikingach skrywająca pewną zagadkę. Na szczęśliwca, który ją rozwiąże, czeka nagroda. Zagadka ta nie jest jednak prosta i jak dotąd nikomu nie udało się jej rozwiązać.

Na wstępie przyznam się, że książkę naprawdę ciężko mi się czytało i chyba męczyłam ją około dwa tygodnie. Jeżeli już trochę mnie znacie, to wiecie, że jestem w stanie dobrą książkę pochłonąć w kilka godzin, niezależnie od grubości. W "Tajemnicy wyspy Flatey" brakowało mi ciągle jakiejś akcji, która zachęci mnie do dalszego czytania. Wszystko wydawało mi się naprawdę nudne i mimo że fabuła książki jest naprawdę na plus, tak samo jak okładka, to reszta raczej mnie nie zachwyciła.

Po opisie myślałam, że ta książka wciągnie mnie do swojego świata. Czasami nawet tak było, podczas tych "najciekawszych" akcji. Jednak tempo całej opowieści nie jest zawrotne, nie ma tam rozlewu krwi, brutalnych scen - czyli tego co najbardziej lubię w kryminałach. Autor ma według mnie bardzo ciekawy sposób pisania, bo wie jak zachęcić czytelnika. Jednak jako że nie jestem wielką fanką historii, ani nic z nią związanego, to chyba właśnie dlatego ta książka nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Dodatkowo chciałabym jeszcze poruszyć kwestię wydania tej książki. Z pozoru książka wydaje się bardzo cienka, jednak gdy zaglądniemy do środka, to zobaczymy tam dużo druku w postaci miniaturowych literek (bo inaczej nie da się tego nazwać). Wydaje mi się, że po prostu była to forma oszczędności, a poruszam ten temat dlatego, że z własnego doświadczenia wiem, jak wielkość znaków wpływa na czytanie. Osobiście jestem fanką większych liter, bo mimo że książka jest wtedy gruba, to czyta się ją dwa razy szybciej i znacznie lepiej.

Z czystym sumieniem mogę polecić tą książkę czytelnikom, którzy lubią powieści historyczne i "delikatne" kryminały. Mi ta książka nie przypadła do gustu, jednak jak wiadomo to jest tylko moja opinia, a każdy człowiek jest inny i ma inne upodobania.

Za egzemplarz dziękuję

3 komentarze :

  1. To jednak książka nie dla mnie, głównie dlatego, że powieści historyczne nie potrafią mnie skutecznie zainteresować :) Pozdrawiam :)
    Jednocześnie chciałam poinformować o zmianie adresu mojego bloga. Od dziś mój blog dostępny jest pod adresem:
    czytanie-i-inne-przygody.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za tym gatunkiem książek, ale ta pozycja zapowiada się ciekawie, może sięgnę :) na razie listę książek do przeczytania mam bardzo długą, a czasu mało :D

    pozdrawiam!
    https://sunreads.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.